Zbigniew Bartuś

Czy 92 tys. firm i 300 tys. osób straci robotę na Zachodzie? [WIDEO]

Marek Benio: Przestańmy debatować w atmosferze wojny. Na delegowaniu pracowników zyskują wszyscy Fot. fot. Szymon Kowalczyk Marek Benio: Przestańmy debatować w atmosferze wojny. Na delegowaniu pracowników zyskują wszyscy
Zbigniew Bartuś

Prawo. Zmiana dyrektywy zaszkodzi wszystkim - mówi dr MAREK BENIO, wiceprezes Inicjatywy Mobilności Pracy.

WIDEO: Barometr Bartusia

Ąutor: Szymon Kowalczyk

Czytaj także: Macron i Kali [Felieton Zbigniewa Bartusia]

Czy 92 tysiące polskich firm straci dobrze płatne zlecenia za granicą? - takie mogą być skutki zmian w unijnej dyrektywie o delegowaniu pracowników. Forsuje je prezydent Francji.

Emmanuel Macron zarzuca Polakom, że pracując za psie pieniądze, odbierają etaty Francuzom, Niemcom, Belgom. Przeczą temu naukowe raporty, a współpracujące z naszymi eksporterami usług francuskie firmy alarmują, że bez Polaków upadną. Macron obiecał jednak swym wyborcom radykalne ograniczenie napływu obcych.

Dr Marek Benio, wiceprezes Inicjatywy Mobilności Pracy, która wraz z resortem rozwoju zwołuje w Krakowie europejski kongres w tej ważkiej sprawie, ostrzega, że grozi nam nowy drenaż mózgów: wykształceni w Polsce fachowcy zatrudniani czasowo za granicą przez polskie firmy zostaną przejęci przez firmy zachodnie, co często wiąże się z trwałą emigracją. Tymczasem w Polsce już dziś brakuje rąk do pracy.

***

- Pracujący za głodowe stawki Polacy odbierają pracę Francuzom, Niemcom, Belgom, Holendrom - z takim przesłaniem prezydent Francji jeździ po Europie i przekonuje, że trzeba zmienić unijną dyrektywę o delegowaniu pracowników, która pozwala m.in. polskim firmom zarabiać na świadczeniu usług w innych krajach UE. Czy Emmanuel Macron ma rację?

- Oczywiście, nie. Dumping socjalny, czyli wypieranie legalnych pracowników w krajach zachodnich przez znacznie tańszych pracowników m.in. z Polski ma miejsce, szczególnie we Francji. Ale za to zjawisko w ogóle nie odpowiadają pracownicy delegowani. Trzeba tu wyjaśnić, że mamy dwa sposoby migracji zarobkowej. Pierwszy, powszechnie znany od lat, jest oparty na swobodnym przepływie pracowników. Jeśli ktoś nie może znaleźć pracy u siebie w kraju, to zatrudnia się za granicą w zagranicznej firmie, zgodnie z tamtejszym prawem, tam płaci podatki, składki na ubezpieczenie, tam wydaje większość zarobionych przez siebie pieniędzy.

- Nakręca koniunkturę w obcym kraju.

- Tak. Po pewnym czasie zostaje wydrenowany z rodzimej gospodarki. Drugi sposób migracji zarobkowej polega na zatrudnieniu w polskim przedsiębiorstwie, które korzysta z unijnej swobody świadczenia usług. Każdy przedsiębiorca w Unii ma prawo świadczyć usługi w dowolnym innym państwie unijnym. By to robić, musi tam wysłać pracownika. I ten pracownik nazywa się właśnie pracownikiem delegowanym. Czasowo wykonuje pracę za granicą i po jej wykonaniu wraca do kraju.

- Pracuje tam za „głodowe stawki”?

- Skąd! Prawo unijne wymaga, by takiemu pracownikowi płacić co najmniej minimalna stawkę obowiązującą w tym z państw, gdzie jest ona wyższa. Czyli z naszego punktu widzenia jest to najczęściej stawka państwa przyjmującego. Pracownik zarabia znacznie więcej za tę samą pracę niż wtedy, gdyby wykonywał ją w Polsce.

- Czy on „odbiera pracę Francuzowi”?

- Nie może. Bo musi przecież otrzymać co najmniej francuską stawkę. Nieuczciwą konkurencję dla legalnie pracujących Francuzów stanowią natomiast ci przybysze, w tym Polacy, którzy docierają tam na własną rękę lub są wysyłani przez jakiegoś kowboja biznesu i pracują na czarno, nie płacą składek, podatków.

- Dyrektywa o delegowaniu pracowników, którą chce zaostrzyć Macron, w ogóle takich osób nie dotyczy.

- Właśnie. Obawiam się, że błąd, który popełnia prezydent Emmanuel Macron polega na nieumiejętności odróżnienia pracowników delegowanych od innych migrujących, w tym zatrudnionych na Zachodzie nielegalnie. W tej bardzo gorącej dziś dyskusji pomija się również fakt, że część migrujących wykonuje usługi na Zachodzie jako ludzie samozatrudnieni. Taki ktoś sam sobie zakłada firmę i sam sobie ustala wynagrodzenie, czasem faktycznie bardzo niskie. Ale takich ludzi dyrektywa o delegowaniu w ogóle nie obejmuje.

- Ile polskich firm wysyła pracowników do innych krajów UE?

- Z dokumentów wydanych przez ZUS wynika, że pracowników delegowanych jest około 300 tysięcy. Na tej podstawie oszacowaliśmy, że firm delegujących musi być około 92 tysięcy.

- W wyniku działań Komisji Europejskiej i presji Macrona będą musiały zwinąć interes?

- Część firm, zwłaszcza tych większych, może się przenieść do Niemiec, Francji, Holandii. Dotąd były związane z polską gospodarką. Natomiast mniejsze firmy w ogóle się stamtąd wyniosą.

- Polska gospodarka na tym straci?

- Zdecydowanie. Natomiast tak naprawdę walka toczy się o to, dla kogo będą pracowali wysoko wykwalifikowani pracownicy z mniej zamożnej części Europy, m.in. z Polski. Czy dla firm z państw macierzystych, w których zdobyli te wysokie kwalifikacje, czy dla firm francuskich, niemieckich, itp. Czy ich obecne czasowe delegowanie zamieni się w trwałą emigrację zarobkową.

- Czyli chodzi o drenaż mózgów przez bogate kraje. Ale przecież te kraje korzystają także na delegowaniu pracowników.

- Oczywiście. Pracownik delegowany przywozi ze sobą czystą pracę - wolną od obciążeń socjalnych. Jego umowa o pracę jest w Polsce, jego ubezpieczenie jest w Polsce…

- Jeśli dostaje zasiłek na dzieci, np. 500 plus, to w Polsce.

- Właśnie. Myślę, że Niemcy najbardziej zdają sobie sprawę z zalet tej sytuacji, bo jako jedyni nie popierają rewizji dyrektywy w tak otwarty, głośny sposób. Faktem jest też, że polskie firmy nie konkurują już na Zachodzie ceną pracy, tylko jakością usług, ich elastycznością, szybkością. Jeżeli zmiany w dyrektywie doprowadzą do rozrostu biurokracji, to te firmy nie będą tak elastyczne, konkurencyjne.

- Jakie mamy szanse w walce z niekorzystnymi zmianami?

- Ja bym chciał, żebyśmy przestali rozmawiać o tej kwestii w kategoriach walki. Na legalnym delegowaniu pracowników zyskują wszyscy. Na pewno też lokalni pracownicy, np. we Francji, nie tracą z tego powodu pracy. Czyli mamy same korzyści.

- Swoimi propozycjami Macron zaszkodzi także francuskiej gospodarce?

- O tak! Francuscy przedsiębiorcy korzystający z usług polskich firm przyznają otwarcie, że bez nich zbankrutują. Nie ma francuskiej konkurencji, która stałaby za drzwiami, nawet droższej. Polscy przedsiębiorcy nie boją się tego, że będą musieli zapłacić swoim pracownikom więcej. Na to są chyba przygotowani. Oni boja się tego, że nie będą w stanie działać w gąszczu nowych, bardziej zagmatwanych przepisów i biurokracji.

- Mamy sojuszników podzielających nasze racje?

- Myślę, że mamy. Polska jest największym krajem delegującym pracowników, ale na drugim miejscu są Niemcy i Francja, z tym że te dwa kraje mniej więcej tylu samo pracowników delegują, co przyjmują. Natomiast Polacy mają ten bilans zdecydowanie na korzyść wyjeżdżających. Niezależnie od tego, w krajach UE jest bardzo wiele firm, których biznesy są oparte na konieczności delegowania pracowników. Ograniczenie swobody świadczenia usług poprzez ich podrożenie, biurokratyzację, skomplikowanie będzie dla wszystkich niekorzystne. Wierzymy, że ten argument ostatecznie zwycięży i że kompromis jest możliwy zarówno w Radzie jak i Parlamencie Europejskim.

- Możliwa jest tutaj rozmowa bez emocji, na argumenty?

- Jesteśmy tego pewni. Dlatego 20 i 21 listopada w centrum ICE w Krakowie organizujemy V Europejski Kongres Mobilności Pracy. Zaprezentujemy na nim najnowsze analizy i badania naukowe z całej Europy, pokazujące korzyści, jakie wszyscy czerpią z delegowania pracowników.

- Kto przyjedzie?

- Będą m.in. europosłowie zaangażowani w tę sprawę, zaprosiliśmy wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Valdasa Dombrovskisa, a także wicepremiera i ministra rozwoju Mateusza Morawieckiego. Kierowany przezeń resort jest współorganizatorem krakowskiego kongresu. Serdecznie zapraszamy wszystkich zainteresowanych tematem.

***

Wyjaśniamy

O co chodzi w sporze

Swoboda świadczenia usług jest jednym z fundamentów UE. Przedsiębiorca z Krakowa może świadczyć swe usługi tak samo u siebie, jak w Warszawie, Paryżu czy Berlinie. W praktyce zaostrzona kilka lat temu unijna dyrektywa, regulująca delegowanie, przewiduje wiele ograniczeń i biurokratycznych wymogów. A Francuzi i Belgowie próbują ją jeszcze bardziej zaostrzyć. Zarzucają Polakom zaniżanie wynagrodzeń, choć raporty francuskiego rządu mówią, iż głównym powodem zapotrzebowania na Polaków jest brak wykwalifikowanej rodzimej siły roboczej. Wicepremier Mateusz Morawiecki zwraca uwagę, że gdy „byliśmy malutcy”, nikt nie protestował. Krzyk w bogatych krajach podniósł się, gdy nasze firmy (np. budowlane i transportowe) urosły i zagroziły pozycji zachodnich potentatów.

Zbigniew Bartuś

Zbigniew Bartuś


Dziennikarz, publicysta, felietonista Dziennika Polskiego (na pokładzie od 1992 roku) i mediów Polska Press Grupy, współtwórca i koordynator Forum Przedsiębiorców Małopolski, laureat kilkudziesięciu nagród i wyróżnień dziennikarskich (w tym Wolności Słowa, Dziennikarz Ekonomiczny Roku, Nagroda Główna NBP, Nagroda Grabskiego, Nagroda Kwiatkowskiego, Grand Prix Dziennikarzy Małopolski, nominacje do Grand Press).


 

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.